Vasile Ernu

În viaţă există lucruri mult mai îngrozitoare decît moartea BR Anna Ahmatova

În viaţă există lucruri mult mai îngrozitoare decît moartea
Anna Ahmatova
blog

“Urodzony w ZSRR” – recenzja książki

Okladka Ernu Urodzony w ZSRR 1200Szczepan Matyjasek  / Literatura.gildia.pl

Wielka przygoda zwana ZSRR

Przychodząc na świat w ZSRR człowiek, przepraszam, towarzysz, automatycznie stawał się obywatelem utopijnej krainy rządzonej przez kapryśnego króla – I sekretarza Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Tylko od humorów władcy zależało, na ile utopia ta będzie baśniowa, a kiedy stanie się, bynajmniej nie sennym, koszmarem. Także jego świta nie mogła być pewna swojej pozycji, wszyscy jednak mogli dokonać wolnego wyboru w swoich sercach – pozostać wiernym ideałom komunizmu nawet w mroźnych okowach łagru lub zaprzedać duszę burżuazyjnym bożkom… Można by ciągnąć tę opowieść w konwencji fantasmagorii (coś podobnego zresztą uczynił ze znakomitym skutkiem Władimir Sorokin w powieści Zamieć), ale jak powiedziałby Aleksander Kwaśniewski: Tylko po co?. Ilu mieszkańców tego nieistniejącego już kraju, tyle historii, które są próbą reinterpretacji minionych lat.

Vasile Ernu Urodzonym w ZSRR dokłada swoją cegiełkę do potężnego już gmachu prawd, półprawd i ćwierćprawd o tym, jak się żyło naprawdę w Kraju Rad. I trzeba przyznać, że jest to pozycja cokolwiek niejednoznaczna. Przede wszystkim dlatego, że autor puszcza do czytelnika oko – choć nie zawsze o tym wiadomo na pierwszy rzut oka właśnie. I to jest podstawowy dylemat w czasie lektury. Jeśli chcemy potraktować tę książkę jako plażową rozrywkę, nie ma najmniejszych przeciwwskazań, gdyby jednak jakiś uparty odbiorca koniecznie chciał doszukać się znaczeń ukrytych między wierszami, znajdzie je bez trudu. Ernu, były obywatel mołdawskiej SRR, proponuje nam bardzo osobistą kompilację szkiców, których interpretacja zależy od posiadanej wcześniej wiedzy na poruszany temat bądź jej braku. To jednak nie koniec zabawy pod znanym z liceum tytułem: Co autor miał na myśli?. Brak, podstawowej choćby, wiedzy historycznej automatycznie wymusi zaciekawienie i, z całą pewnością, szereg wątpliwości. Ci, którzy literackie zmagania w zrozumieniu tego polityczno-kulturowego tygla zaczęli od Wspomnień z domu umarłych Dostojewskiego, także nie od razu odnajdą “biegun magnetyczny” tej prozy. Z prostego powodu – autor nie tylko w tym nie pomaga, ale stara się przeszkodzić. I porzucając na zawsze, żenujące “klucze interpretacyjne”, skupmy się przez jedną chwilę na tekście.

“Moja pierwsza para dżinsów”, “Co pije obywatel radziecki”, czy “Oda do sowieckiej tualety” to tytuły, które nie brzmią jak rozprawy o komunistycznej potędze w poważnym stylu. Nie jest to jednak praca naukowa i powaga miesza się tu z dowcipem, a tragedia z autoironią. Dużym  atutem tego luźnego zbioru wspomnień jest właśnie swoisty dystans sprawiający, że przestaje się postrzegać ZSRR wyłącznie jako imperium zła, w którym życie podobać się mogło jedynie ideowym szaleńcom. Nie bez powodu autor przywołuje takie nazwiska jak Zoszczenko, Jerofiejew, czy Ilf i Pietrow i choć trudno byłoby stawiać go w tym samym rzędzie, to jednak jest on na swój własny sposób kontynuatorem tradycji sowieckiej satyry. Zamiast tworzyć fikcyjnych bohaterów przelewa na papier ciąg subiektywnych retrospekcji, nostalgicznych powrotów do miejsca, które zniknęło z map, rozpadło się, przynosząc chaos rodzącego się kapitalizmu. I robi to z wdziękiem, nawet jeśli sam ulega literackiemu rozproszeniu, próbując w jednej książce pomieścić całość swojego doświadczenia z “radzieckością”. Te “urywki z dziejów”, w których leninizm miesza się z seksem, muzyka rockowa ze zdjęciami rentgenowskimi, a podziemny transport uzależniony jest od atomowych zamrażarek, są dla czytelnika – w zależności od wieku i szerokości geograficznej –  znajomą pocztówką sprzed lat lub kosmiczną abstrakcją, ale każdy z tych przypadków generuje niepowtarzalny mikroświat literacki, którego nie doświadczylibyśmy bez Rewolucji Październikowej. I tak jak Vasile Ernu nie rozstrzyga kwestii jednostkowych wyborów moralnych, czy jednoznacznej oceny systemu, tak i my nie powinniśmy wyciągać z tej lektury pochopnych wniosków. Konstrukt władza – obywatel, niezależnie od ustroju, nie wydaje się być szczególnie zagrożony i jedyną radą odautorską jest tutaj gotowość do kwestionowania zastanej rzeczywistości. Stosunkowo łagodne potępienie umysłowego lenistwa, z jakim się tu spotykamy, jest jednocześnie krytyką łatwopalnych ekstremizmów. To właśnie należałoby wziąć pod uwagę, pomijając tym samym wszelkie niedociągnięcia, uproszczenia i braki. W końcu to ani paszkwil, ani panegiryk, a jedynie świetnie skrojony zbiór opowieści z terytorium, które wciąż tak zaskakująco się zmienia, pozostając bez zmian…

-
14 August, 2014
in: Blog, Cronici, Noutati, Presa   
Niciun comentariu

Comments

Leave a Reply